niedziela, 23 listopada 2014

23.11.2514 | Zemsta

Podliczyliśmy straty.
Oprócz trzech rannych i jednego brakującego kolonisty (Fredric Johnson się nazywał - Był dobrym budowniczym) straciliśmy:
- Część pól uprawnych Goorków,
- kilka skrzynek z kablami (na cholerę to trójnogom?)
- Wełniane ubrania...
- Zapasy jedzenia na tydzień
- Przebiły opony w drugim łaziku
- Zżarły okablowanie z jednego wahadłowca

Najgorsze jest to, że Kirriam - nasza tropicielka, odkryła, że jest to miejsce ich stałych wędrówek. Nie miałem zamiaru czekać na ich kolejną wizytę.
Wziąłem dwójkę ludzi wyposażonych w miotacze ognia, sam zabrałem paralizator. Poprosiłem Kirriam, żeby zaprowadziła nas do gniazda.
Trzeba było dowiedzieć się, co stało się z Fredriciem, ale także upewnić się, że trójnogi nie wejdą nam w drogę.

Po kilku godzinach ślamazarnego marszu (oba łaziki były niedostępne, a w wahadłowcach szkoda marnować paliwa) natrafiliśmy na dziwny rodzaj trawy. Była to gruba, zbita warstwa białych korzeni, trochę przypominającą sprasowane ośmiornice. Wiele słyszało się o różnych rodzajach obcych. I o ich zwyczajach. Na przykład takich zwyczajach, które nakazywały robalom, zakładać siatkę informacyjną wokół swego gniazda.
Szybko podjęliśmy decyzję. Idziemy dalej. Fredric Johnson był naszym jedynym dobrym budowniczym. Bez niego będzie ciężko.
Po jakiś stu metrach natrafiliśmy na gromadę kopców.
Zaczęliśmy kopać.
Norris natrafił łopatą na coś twardego i postanowił przebić to. Upadł na ziemię z wrzaskiem, kiedy z dziury zaczęły wypełzywać małe pajączki.
Na szczęście Kirriam zachowała zimną krew. Wyrwała mu miotacz ognia i spopieliła małe potworki.
Kiedy ich piski ustały, atmosfera zrobiła się cięższa. Tak jakby cała okolica chciała nas zgnieść.
Zniszczyliśmy jeszcze kilka gniazd i wtedy się zaczęło.
Norris, który stanął na warcie, krzyknął, że widzi jak spod ziemi wygrzebują się trójnogi. Zwarliśmy się i powoli zmierzaliśmy w stronę czystej ziemi.
Jednak rozwścieczone trójnogi nie miały zamiaru nas wypuścić. Otoczyły nas. Sporo czasu i amunicji zajęło przekonanie ich o tym, żeby nas jednak wypuściły.
Gdy tylko wszyscy zeszli z dziwnej ściółki, robale przestały nas gnębić. Wciąż krążyły w polu widzenia. Zbierały swoich poległych wojowników i obserwowały nas.
Nie mogliśmy wrócić tą samą trasą, więc nadłożyliśmy drogi. Bezpieczeństwo najpierw.

W drodze powrotnej okazało się, że wyprawa jest wielce udana. Znaleźliśmy zaginionego budowniczego! Zgubił się, fajtłapa, podczas nocnej zawieruchy.


Brak komentarzy: