wtorek, 12 grudnia 2017

Uzdrowienie

"Wychodzę. Już ich nie słyszę."
Ciężki oddech trzaska w słuchawce, od zbyt małej odległości między ustami, a mikrofonem. Po chwili odsuwa się, słychać zgrzyt nienaoliwionych zawiasów, odgłosy gniecionej kurty, towarzyszące podnoszeniu się. Krótki stęk przy wysiłku włożonym w rozruszenie stężałych od zimna mięśni.
"Nic nie widzę i nie słyszę. Przynajmniej nic nietypowego dla opuszczonej kolonii."
Ciche kroki, stawiane ostrożnie i nieporadnie.
"Kolejna dobra wiadomość: wyzdrowiałem. Nie smarczę, nie gryzie mnie gardło, nie mam zawrotów głowy. Wciąż jednak czuję się jak gówno. Może choroba tylko chwilowo odpuściła? Może adrenalina towarzysząca wyjściu w tereny łowieckie wypłukała objawy?
Głos szeptał, starał się bardzo wyraźnie artykuować każde słowo. Pomimo tego często stawały się trudne do rozszyfrowania. Jakby gniecione przez wysokie ciśnienie.
"Czuję się obrzydliwe brudny. Oby prysznice działały... Kogo ja oszukuję, będę musiał pewnie babrać się z generatorem. Spotkamy się ponownie jak coś napotkam. Bez odbioru."