sobota, 22 listopada 2014

23.11.14 | Poranek pełen ulgi

Tutaj znowu Lorenzo...
Huh...
Nie spodziewałem się, że będę opisywał wydarzenia jak jakiś internetowy dziennikarz. Jestem za stary na takie rzeczy. I być może już za stary na prowadzenie kolonii.

Naprawdę. Założyłem w swoim życiu sześć koloni. Wszystkie z nich są dzisiaj wspaniale prosperującymi ośrodkami handlu i przemysłu. Faris Dwa jest moją siódmą. I chyba najgorszą zmorą z nich wszystkich.
Nawet Verutoli nie sprawiło mi tyle kłopotów. Mnóstwo problemów z tamtejszą fauną. Przynajmniej mieliśmy karabiny.

A tutaj?

Sprawdzałem kilkakrotnie, czy skrzynie z bronią są w transportowcu. Kilkakrotnie. Wytargowałem je w zamian za zwierzęta, które naczelnik chciał mi wcisnąć.
W dupie z jego zwierzętami. Wolę nie jeść mięsa, niż skończyć z rozszarpanym brzuchem i przegryzionym gardłem. Inni koloniści też są takiego zdania.
I proszę. Pierwsza noc i jakieś stado obrzydliwych trójnogów oblazło nasz obóz. Biorę najsilniejszych chłopaków, biegniemy do naszej prowizorycznej zbrojowni, a tam pustki. Może przestawione. Szukamy i nic. Jakby diabeł ogonem nakrył. Została skrzynka z pięcioma paralizatorami i dwa miotacze ognia.
Przez to wszystko troje ludzi jest ciężko rannych, a jeden gdzieś zaginął.

Pierwsza noc, a ja już mam wyłączonych czworo ludzi. Mam ochotę zamordować gołymi rękoma Pana Smith'a. Skończonego kretyna powinno się wyrzucić przez śluzę prosto do czarnej dziury.
Zostawienie kolonii bez wsparcia okrętu kolonizacyjnego, bez zaawansowanego sprzętu... To jak wystawienie nas na pożarcie planety.
One bronią się. Rękoma i nogami zapierają się przed nami jak przed zarazą. Nie przepuszczą żadnej okazji, żeby zakopać nasze ciała głęboko pod ziemią... albo wręcz przeciwnie. Wystawią nabite na pal, krzycząc: "Patrzcie, co stało się ze śmiałkami, którzy odważyli się po nas sięgnąć!".
Ja jednak znam te sztuczki. Sześć dobrze prosperujących kolonii. Ta będzie siódmą. Dopilnuję tego.


Brak komentarzy: