poniedziałek, 18 września 2017

Choroba, dzień pierwszy

- Godzina 14:11 czasu ziemskiego, dnia 18 września kalendarza gregoriańskiego.

- Wstałem wyjątkowo późno. Całą noc drażnił mnie katar, dusiłem się i budziłem nasłuchując. Jak mam zatkany nos to chrapię, a nie chcę, żeby zwróciły na mnie uwagę. Kto by pomyślał... Taki wiek, niby zdobywamy kosmos, a katar to najgorsze przekleństwo współczesnych kolonistów.

- Chyba mam alergię. Spanie w tej żelaznej trumnie musi mi nieźle szkodzić, ale do centrum medycznego jest zbyt daleko, żeby sprawdzić mój stan, a i... A i nie ma pewności, że reaktory nie są uszkodzone, bo eksplozji tych przeklętych machin wiertniczych.

- Nie pamiętam jak się nazywają. Boli mnie głowa, to chyba przez gorączkę. W szafce, z której zrobiłem sobie łóżko jest bardzo duszno, ale na zbyt wysoką temperaturę nie muszę narzekać... Ha. Mam wrażenie, że jestem w lodówce, szczególnie w nocy, ale to pewnie... Pewnie dlatego, że się nie ruszam. Wszystko mi odrętwiało, ale boję, tak Cholera! Boję się wychodzić. Niby jest już ciszej, ale nie raz tak urządzały naszych strażników, a gdy ci stracili przytomność... Bam! Wyskakiwały znikąd, mordowały, co się dało i zanim strzeliliśmy było już za późno. Chrzanić tego cepa, co nas wysłał na tą planetę bez działek! Mam nadzieję, że odbierzesz ten komunikat kutasie i wsadzisz go sobie w dupę!

Słychać ciężkie, zmęczone dyszenie, jakby ktoś się dusił. Po chwili słychać smarkanie.

- Nie mam chusteczek, szkoda mi ich na gluty. Wolę zachować na ogień, jak się upewnię, że stado sobie poszło. Mam nadzieję, że wkrótce to...
Urwał. W tle słychać metalowe zgrzyty.

< koniec przekazu >

Brak komentarzy: